Neuroshima Online

Sesje Neuro by forum

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#46 2012-01-03 23:21:30

MG

MG

Zarejestrowany: 2011-10-01
Posty: 113

Re: Pozostałości Walsenburga

Doe i Clinch wyjechali wczesnym rankiem kiedy mieszkańcy Posiadłości budzili się dopiero ze snu. Nie było ich już przy wspólnym śniadaniu. Atmosfera nerwowego oczekiwania udzieliła się już wszystkim wkrótce po ich wyjeździe. Kiedy wrócą? Z jakimi wiadomościami? Czy w ogóle wrócą bezpiecznie? Do Cannon City jest 200 km, to nie to samo co krótka podróż do Walsenburga. Na szczęście pracy nie brakowało aby przepędzić gdzieś niewesołe myśli. Część osób udała się jak zwykle do pracy w polu aby w trudzie znoju pielęgnować małe, z trudem wydarte z nieurodzajnej ziemi działki. McCabe podjął dalsze pracy przy wiatraku wykorzystując Bob w przypadku cięższej, nieskomplikowanej roboty. Fletcher jak zwykle udał się w poszukiwaniu roślin, ptasich gniazd i wszystkiego co może być przydatne lub nadaje się do jedzenie. Mood zajął czas na polowaniu, które zaniedbał wciągu ostatnich dni.

Obiadu nie jedzono wspólnie, dopiero pod wieczór kiedy zaczynało zmierzchać wszyscy zaczęli schodzić się na kolację.

W ciągu dnia wiał silny, nieprzyjemny wiatr niosący ze sobą tysiące drobinek ostrego pyłu, który szorował nieosłonięte twarze jak papier ścierny. Na domiar złego wiatr przegnał chmury i niezmordowane słońce paliło niemiłosiernie. W takie dni praca na dworze bez osłoniętej głowy równała się przynajmniej bezsenną nocą z powodu wracającej migreny, a mogła skończyć się jeszcze gorzej. W ciągu pierwszych miesięcy po wojnie tysiące osób zbyt późno dowiedziało się o zabójczym promieniowaniu UV.

Dlatego dopiero po powrocie do Posiadłości ludzie ulgą zdejmowali geste zawoje i szerokie kaptury, pozbywali się ciemnych okularów ukazując zniszczone, zmęczone twarze.

Kolacja przebiegała w milczeniu. Zresztą trudno rozmawiać "rozkoszując się" żeliwnym smakiem wody, gryząc wysuszone kawałki mięsa i trzymając je w ustach tak długo aż dały się przeżuć i połknąć. Za oknami Posiadłości wiatr przybierał na sile a gdzieś daleko w oddali zagrzmiał głuchy grzmot, znak zbliżającej się burzy. Tak więc, po kilku zdawkowych zdaniach wszyscy zaczęli rozchodzić się do siebie. Doe i Clinch nie wrócili, choć teoretycznie było to  możliwe. Oznacza to, że zostali w Cannon City na noc, o ile w ogóle tam dojechali.
Nikt głośno nie rzucił tego przypuszczenia.

W zaciszu swojego łóżka każdy sam rozmyślał nad losem towarzyszy, sam także bał się tego co może przynieść jutro.

Bob Thorton ze smutkiem patrzył na zasypiającego wnuka, który jeszcze przed chwilą z zapałem opowiadał mu o wielkim żuku jakiego gonił dziś  koło pola uprawnego. Niestety owad odleciał, a przecież mógł nadawać się nawet do zjedzenia. Thorton z żalem wspominał swoje beztroskie dzieciństwo kiedy wielkie chrabąszcze były obiektem zabaw dla niego i kolegów. Nikomu przez myśl nie przeszło o jedzeniu tego paskudztwa. Jego wnuk nigdy nie odkryje tych najcudowniejszych, chłopięcych lat.


Wieści przyszły szybciej niż nastał świt.


Rumor na korytarzu jaki uczynił Addison obudził wszystkich. Trzask otwieranych drzwi, podmuch zimnego powietrza i okrzyk Milesa "John Doe, to John wrócił!" momentalnie postawił wszystkich na nogi.

W bladym świecie rozpalających się  na korytarzu lamp faktycznie stał John Doe. A raczej opierał się o ścianę. Mokry od padającego deszczu, w brudnym, zabłoconym ubraniu. Skrajnie wyczerpany. Już te widok dał wszystkim do zrozumienia, że sprawy nie potoczyły się tak jak trzeba. Clincha z nim nie było i nie wygląda na to aby został na zewnątrz, gdzie stał tylko ubłocony, brudny wojskowy jeep.

Mimo, że każdemu cisnęły się na usta dziesiątki pytań Addison zadysponował najpierw aby pomóc doprowadzić się do porządku, dać coś do picia, jedzenie. W ciągu kilku minut Doe już w pokoju Addison, pochylony nad miednicą z wodą, przebierający się w świeże ubranie zaczął opowiadać...



Podróż wojskowym jeepem nie należała do najprzyjemniejszych ale przynajmniej maszyna sprawowała się bez zarzutu. Silnik pracował równo i mocno a autostrada Kennedy'ego była na tyle szeroka, ze bez problemu dało omijać się większe dziury lub wyrwy w asfalcie.
Podróżujący jeepem mężczyźni nie odzywali się. Clinch miał za za złe Doe, że ten nie chciał z nim jechać i nie stanął wyraźnie po jego stronie. Doe zresztą zaskoczył go. Do tej pory uważał go za narzędzie w ręku Addisona natomiast okazywało się, że pozbawiony pamięci mężczyzna zagłosował za wyjazdem.
Minęła godzina od opuszczenia Posiadłości. Słońce powoli wspinało się po widnokręgu i widać było, że mimo zaczynającej się jesieni da się dzisiaj we znaki.
- Głupio tak jechać bez dachu co? - zagadnął Clinch
Doe wzruszył ramionami. Nie chciał wdawać się w jałową rozmowę. Pozwolił Clinchowi prowadzić bo sam wolał badać lornetką okolicę. Dlatego właśnie wolał aby z nim był Mood. Wtedy on sam pewniej czułby się za kółkiem a Chris nie przegapiłby niczego ważnego.
- Zwolnij - powiedział tylko - nie chciałbym aby coś lub ktoś nas zaskoczyło.
Tym razem to Clinch pozwolił sobie na wzruszenie ramionami ale posłusznie odjął trochę gazu. "Paranoik" pomyślał "no to sobie pogadaliśmy o pogodzie"
Monotonii podróży nie urozmaicała niestety okolica. Kiedyś wzdłuż autostrady stały motele, stacje benzynowe, fast-foody, pojedyncze farmy. Teraz po tym wszystkim pozostały jedynie wyblakłe wspomnienia.
- Aż trudno uwierzyć, ze w ciągu kilku lat to wszytko obróciło się w taka perzynę - mruknął Clinch przyglądając się kolejnej, zdewastowanej stacji benzynowej. Urwany do połowy napis wskazywał, ze była to "Texaco" "Kurwa zbierałem u nich punkty za wachę" pomyślał były strażak "miałem już na małego karchera do mycia samochodu" Absurdalność tej myśli, która naszła go tutaj pośrodku pustkowia rozśmieszyła go, parsknął śmiechem.
- Brak konserwacji, liche materiały, pogoda, słońce - wyliczył Doe - to tylko pokazuje jak bardzo to wszystko zależało od ludzi. Jeszcze paręnaście lat i wszytko pochłonie pustynia.
Clinch pokiwał głową w zadumie. jechali dalej przez ponury krajobraz.

..............................

- To muszą być zabudowania Colorado City - powiedział Doe przyglądając się z wiaduktu autostrady na stojące resztki domów - wygląda na to, że pożar szalał tutaj podobnie jak w Walsenburgu.
- Ani żywej duszy - potwierdził Clinch - chociaż..., popatrz tam na lewo koło starej wieży ciśnień.
- Fakt - mruknął Doe - te budynki różnią się od pozostałych.
- Zostały spalone późnej -powiedział ponuro Clinch - uwierz mi, byłem strażakiem i znam się na spaleniźnie.

...............................

Już z odległości kilku kilometrów jasne było dlaczego w notatce autor radził omijać Pueblo. Stali w milczeniu przez dłuższą chwilę. Od kilku lat los oszczędził im podobnych widoków. Koszmarnych wspomnień, poczucia bezradności w obliczu niepowstrzymanej siły.
Pueblo było nuklearną ruiną.
W centrum miasta wcześniej musiały pysznić się potężne drapacze chmur. Giganty ze stali i szkła teraz celowały w niebo kikutami potężnych kiedyś konstrukcji. Potężna eksplozja zerwała je i rozrzuciła szeroko zasypując ulice i  parki, miażdżąc pozostałe kwartały domów. Tam gdzie przeszła fala uderzeniowa wszytko wyglądało tak jakby jakiś olbrzym zgarnął domy dłonią orząc palcami głęboko w ziemi. Stad, na wzniesieniu autostrady skala zniszczeń była widoczna jak na dłoni.
- Ilu ludzi mieszkało w Pueblo? - zapytał nieswoim głosem Doe
Clinch milczał przez chwilę
- Około sto pięćdziesiąt tysięcy - szepnął - Boże, jeżeli miasto tej wielkości zostało zbombardowane, to co dopiero...
- Jedźmy - uciął Doe - jechaliśmy wolno i ostrożnie i niedługo będzie się ściemniać. Chcę obejrzeć Cannon City z ukrycia zanim się tam pojawimy.


...............................................


- Ja pieprze nie wygląda to dobrze - szepnął Doe oddając lornetkę Clinchowi
Leżeli na niewielkim wzniesieniu ukryci w kępach ostrej, wysokiej trawy. Samochód pozostawili kilka kilometrów wcześniej aby niepostrzeżenie podkraść się do przedmieść Cannon City.  Zanim jednak do nich doszli na okalających miasto polach dojrzeli ruch.
- No... - zaczął Clinch - ludzie tak? Pracują w polu. Zbierają coś, chyba kukurydzę. Czyli jest organizacja.
- Co ty gadasz Clinch - syknął przez zęby Doe - a ci goście w mundurach stojący dookoła to co? Strachy na wróble? I czemu kierują bron w kierunku robotników co? To pieprzeni strażnicy a wszytko to wygląda na pierdolony obóz pracy.
- Przesadzasz, pracuje tu kilkadziesiąt osób, rożne rzeczy mogą się zdarzyć, nic dziwnego że jest ochrona. Słuchaj wygląda na to, że trafiamy na coś zorganizowanego. Zobacz jaka mają kukurydze,  widzę też ciężarówki...
- A ja widzę, że pracujący ubrani są w łachmany albo zniszczone ubrania. Wyglądają kiepsko, gorzej ode mnie czy ciebie. I to nie jest najlepsza wizytówka zorganizowanej społeczności - Doe przerwał - powinniśmy wrócić i jeszcze raz omówić tą kwestię z pozostałymi. Boję się czy ten cały generał Connors nie zrobił tutaj sobie prywatnego folwarku.
- Mowy nie ma - Clinch uniósł nieznacznie głos - nie po to turlaliśmy się tutaj prawie cały dzień. Idziemy tam i zorientujemy się co i jak. Najwyżej odejdziemy.
- Zgłupiałeś? Nikt nie pozwoli Ci stąd odejść. Wylądujesz tutaj na tym polu. Chciałbym się bliżej przyjrzeć miastu ale obawiam się, że niezauważeni nie mamy szans się tam dostać. Dlatego trzeba będzie wysłać tutaj Mooda.
- Nawiążemy kontakt z tymi ludźmi- Clinch zaczął się podnosić - ci na polu to równie dobrze mogą być przestępcy. Widzę tam mundury amerykańskiej armii. Zresztą jeżeli dla odrodzenia kraju trzeba będzie poświecić trochę swobody i nadłożyć ciężkiej pracy to ja jestem gotowy. 
- Leż, kurwa! - syknął Doe ale było już za późno - starając się złapać Clincha sam uniósł się w górę porzucając kryjówkę, były strażak był potężnym i silnym mężczyzną. 

- Stać! Nie ruszać się! - dwóch żołnierzy pojawiło się dole wzniesienia jakby nie wiadomo skąd. Doe zaklął, zajęty rozmową nie zauważył ich. Było to ostanie co zrobił świadomie, kiedy zobaczył odbezpieczaną i kierowaną w ich stronę broń zareagował instynktownie.
Jego XM8 plunął ogniem trafiając jednego z żołnierzy prosto w szyję. Drugi, widać że dobrze wyszkolony puścił serię rzucając się jednocześnie za najbliższą osłonę. Doe instynktownie przypadł do ziemi. Clinch nie miał instynktu, miał natomiast kupę szczęścia. Rzucił się w dól cudem nie skoszony serią pocisków. Wyrzucił ręce w górę
- Poddaje się! poddaje się! Jestem Amerykaninem - krzyczał  zbiegając po zboczu.
Doe zaklął znowu. Trawa nie ułatwiała celowania a wrogi żołnierz gdzieś zniknął.  Wychylił się na moment z trawy,celownik karabinu zgrał się z plecami uciekającego Clincha, już miał nacisnąć spust kiedy pociski przeszyły mu powietrze nad głową, błyskawicznie odturlał się w bok. W ostatniej chwili - kolejne pociski przeorały ziemie gdzie przed chwilą leżał. Od strony pola słyszał krzyki, kątem oka widział biegnących kolejnych żołnierzy.
- Ja pierdolę - mruknął - kurwa!
Puścił serią na oślep licząc na to, ze przeciwnicy nie rzucą w nagłą pogoń obawiając się kolejnych strzałów i rzucił się do ucieczki
............................



- I tak to właśnie wyglądało - powiedział Doe kończąc pić podana mu wodę - cudem udało mi się dotrzeć do jeepa. Wracałem po nocy, klucząc i jakoś chyba udało mi się zgubić pościg. Ale nie mamy czasu. Clinch prawdopodobnie przeżył. Albo sam wyda im nasze położenie albo zmuszą go do tego. W każdym razie boję się, że już jutro mogą tutaj być. Musimy uciekać.

Mieszkańcy Posiadłości patrzą na Doe jak zmartwiali. Nikt nie jest w stanie wykrztusić słowa a strach zaczyna malować się na twarzach.


Co robicie (pytania, propozycje, drogi ucieczki, inne pomysły - słucham zanim wypowiedzą się inni)

Offline

 

#47 2012-01-05 02:28:16

 Godrik

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-06
Posty: 61

Re: Pozostałości Walsenburga

- Kurwa ja pierdole (patrze wściekle na Doe) na oko ilu mogą mieć tych niby żołnierzy ? może jest opcja zasadzić się na nich po drodze i ich wystrzelać, mamy przewagę wiemy że będą jechali tą a nie inną trasą więc możemy zaryzykować napaść ? zatarasować drogę podłożyć ładunki i przygotować umocnione stanowiska strzeleckie, myślę że da radę... Ucieczka skazuje nas na post-nuklearną zimę bez dachu nad głową, a zima blisko. Kurwa nie mam w zwyczaju uciekać przed skurwielami!!!

Ostatnio edytowany przez Godrik (2012-01-05 02:29:13)


Alan McCabe
Mechanik i Złota Rączka tel. 307 212 123 tel do 18 potem taryfa x 2

Offline

 

#48 2012-01-05 15:20:04

Maciek

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-09
Posty: 58

Re: Pozostałości Walsenburga

Wstaję, unoszę ręce Ej, spokojnie Alan, jeśli ktoś tu zjebał to był to Clinch z tego co słyszę, bo wyrwał się jak głupi.. i nadal nie wiemy, kto to jest! Niech to szlag! Joe, ilu ich było uzbrojonych z tych co widziałeś? I z czego strzelali? Macham z rezygnacją ręką To i tak na nic, jest ich pewnie za dużo..  co z tego jak Ci się nie uśmiecha uginać przed skurwielami?? Co? to banda uzbrojonych, niebezpiecznych ludzi, co przejedziesz wszystkich Fordem albo nałożysz im kluczem od kół? Nawet jak ich odeprzemy, to ktoś pewnie zginie, ja, ty a może mały Thornton! patrzę po twarzach wszystkich Tu trzeba niestety spierdalaćpatrzę na McCabe'a, widać że już się trochę zdenerwowałem zrobić zasadzkę? bez rozpoznania, które się zjebało przez Clincha, nic nie wiemy, oni mogą mieć równie dobrze czołg, jak im zajdziemy za skórę to mogą nas wziąć za poważna zagrożenie i wszystkich w drobny mak z działa.
Dobra, mamy 3 wozy, damy radę zabrać mniej więcej wszystkie ważne rzeczy. Te nieporęczne można olać, może uda się po nie wrócic w przyszłości, jak tamci zobaczą że nas nie ma i dadzą sobie spokój. Ja bym ruszył w Góry skaliste, oprócz mojego parku są tam jeszcze inne dawne rezerwaty, tam są większe szanse na jedzenie i brak innych ludzi. Proponuję jechać przez Walsenburg na zachód, centralnie w kierunku gór. Jeśliby nas szukali, to będą nas szukać dalej na wschodzie lub północnym wschodzie... kierunek zachodni powinien ich zmylić, a jednocześnie będziemy daleko od Cannon City.
Oddycham głęboko, klepię Doe przyjacielsko po plecach. Kręcę głową
a po drodze zastanowimy się czy mozemy jakos pomoc Clinchowi. Co wy na to?


Christopher Mood,
Gunnison National Forest Ranger

Offline

 

#49 2012-01-10 10:16:22

 Godrik

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-06
Posty: 61

Re: Pozostałości Walsenburga

hmm Myślę że pomysł Moda jest dobry ale nie bez wad nie powinniśmy jechać przez Walsenburg bo tamtędy mogą jechać żołnierze z Canon City... A co za tym idzie wpadli byśmy im przy z łych wiatrach w ręce jak nuget do sosu... Myślę że powinniśmy wybrać okrężną trasę, może dłuższą le bezpieczniejszą.
Poz a tym jakieś 20 mil od nas na wschód zaczyna się całkiem niezłe pasmo wzniesień, myślę że to też niezły rejon do znalezienia miejsca na osiedlenie.

Ostatnio edytowany przez Godrik (2012-01-10 10:28:07)


Alan McCabe
Mechanik i Złota Rączka tel. 307 212 123 tel do 18 potem taryfa x 2

Offline

 

#50 2012-01-10 20:40:21

Maciek

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-09
Posty: 58

Re: Pozostałości Walsenburga

Wznoszę ręce do Alana no właśnie o tym mówię, żebyśmy nie jechali na wschód na te wzgórza, bo to oczywisty kierunek. Przyjadą tutaj jak im powie Clinch, a potem co? pojadą na wschód bo pomyślą, że właśnie tam się udaliśmy, właśnie dlatego chcę jechać na zachód, to najlepsze zabezpieczenie. Pod latarnią najciemniej, jak się mówiło kiedyś..
Proponuję okolice miasteczka Gardner, na północny zachód od Walsenburga, w dużej dolinie na przedgórzu, nieopodal parku narodowego Great Sand Dunes, czy jakoś tak.
[sorry nie chce mi sie kombinowac z wklejaniem googlemaps;)]


Christopher Mood,
Gunnison National Forest Ranger

Offline

 

#51 2012-01-10 22:23:07

 Godrik

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-06
Posty: 61

Re: Pozostałości Walsenburga

hmm ok ale nie jedźmy przez Walsenburg możemy dostać podbródkowy jak to niegdyś mawiali


Alan McCabe
Mechanik i Złota Rączka tel. 307 212 123 tel do 18 potem taryfa x 2

Offline

 

#52 2012-01-13 22:14:42

MG

MG

Zarejestrowany: 2011-10-01
Posty: 113

Re: Pozostałości Walsenburga

Relacja Doe wprawia mieszkańców Posiadłości w osłupienie i niedowierzanie. Wasza rozsądna reakcja ginie zaraz natychmiast w głośnej dyskusji w której jedno wybija się na pierwszy plan - wzajemne oskarżenia, w szczególności ze strony osób, które głosowały za zostaniem w Posiadłości. Niestety ale główne zarzuty padają pod adresem waszym oraz Doe.

- Cisza! - krzyk Addisona przerywa wrzawę - nie czas teraz na to! Musimy się pakować i ruszać, zbierajcie z pokoi tylko najpotrzebniejsze rzeczy, najważniejsze to zapasy, paliwo, woda, lekarstwa, ciepłe ubrania. Szybko, nie mamy czasu do stracenia! Udamy się na zachód.

- To nie ma sensu! - krzyczy płacząc Elizabeth Morrow - wkrótce zacznie się zima, jak ją przeżyjemy? A woda? Gdzie znajdziemy nieskażoną wodę? Zginiemy na pustkowiach. Wszytko przez to, że zachciało się wam kontaktów! Tyle cierpienia, tyle bólu i znów to wszytko ma się zacząć od nowa?

- Uspokój się Elizabeth - mówi łagodnie Addison - mam pewien plan ale najpierw musimy stąd uciekać. Musimy znaleźć spokojne miejsce aby przeczekać najbliższe dni. Wszytko będzie dobrze. Do roboty ludzie. Doe! Odpocznij trochę, musisz być świeży podczas drogi. Alan sprowadź resztę aut i sprawdź je. Reszta pomaga w pakowaniu. Do roboty!

Zdecydowany ton Addison uspokaja sytuacje. Mieszkańcy zaczynają się pakować.  Nie jest łatwo. Przez kilka lat zdołano nazbierać sporo rzeczy, z którymi trudno jest się rozstać a samochodach nie ma dużo miejsca. Wy zabierzecie swój ekwipunek (co macie w kartach) ale raczej nic więcej. Ważniejsze jest paliwo, woda, jedzenia, leki, itd. Koniecznie trzeba zabrać agregat prądotwórczy. Pakowanie trwa dłużej niż godzinę. Addisona jest wszędzie pełno. Pogania ludzi, nosi rzeczy, odrzuca co uważa za niepotrzebne nie zważając na argumenty. Niestety McCabe części do budowy wiatraka zostają. Może po kieszeniach przemycisz trochę małej elektroniki ale większe rzeczy niestety. Koniec końców decyduje Addison a z uwagi na pospiech nie ma czasu na kłótnie.

Decyzją Addisona w Posiadłości zostaje "Bob". Nie ma sensu marnować dla niego miejsca. A wątpliwe aby żołnierze zrobili mu krzywdę. Raczej wykorzystają go do pracy.

Niewielka kolumna aut rusza kiedy niebo na wschodzie rozjaśnia powoli wstające słońce. Deszcz skończył się w nocy i nie powinno padać przez jakiś czas. To jedyna dobra wiadomość tego dnia.
Ruszacie dość szybko, Mood w pierwszym aucie na pace obserwujący okolicę. Jedziecie w Toyocie razem z Michaelem, Anną i Brendą. Jest ciasno ale jakoś dajecie radę. W środku Dodgem jedzie Addison,  Kolumnę zamyka Doe w jeepie.
Walsenburg można ominąć jadąc śródmieściami. Zrujnowane spalone miasteczko nie jest przyjemnym widokiem. Przypomina aż za dobrze o tym co się stało i jaki los może czekać i was.

Za miasteczkiem skręcacie na drogę nr 69 prowadzącą na północny zachód. Trasa prowadzi przez pustkowia. Żadnych zabudowań, żadnych farm. Dopiero po pewnym czasie, rzadko zdarzają się pojedyncze zabudowania małych gospodarstw. Tera już na pierwszy rzut oka widać, że opuszczonych, zrujnowanych, w których nie da się zamieszkać. 

Po przejechaniu około 30 kilometrów od Walsenburga teraz gwałtowanie się zmienia. Wszak wjeżdżacie już w przedsionek  Gór Skalistych. Horyzont zaczynają zasłaniać potężne górskie szczyty, groźnie majaczące się pod szarym niebem. Ciągnące się nad nimi chmury nie wróża nic dobrego. Okolica nie jest zachęcająca, mało co tutaj rośnie poza rachityczną, żółtawą trawą i ostrymi, karłowatymi krzewami. Wygląda na to, że nie łatwo będzie tutaj o zwierzynę, nie mówiąc o uprawie roli. Zapasy, które wzięliście z trudem pozwolą Wam przetrwać nadchodzącą zimę ale co będzie potem trudno powiedzieć.

Do miasteczka Gardner zostało wam kilka minut drogi, po drodze mijacie kilka zapadłych domów osady o nazwie Farisita, a niedługo potem wzdłuż drogi zaczynają się zabudowania miasteczka. Zatrzymujecie samochody. Wygląda na to, że dotarliście do celu. Od Walseburga przejechaliście ok 50 km.

(jeżeli nie macie nic do dodania, nie chcecie zabrać jakiś szczególnych rzeczy etc - to zamknę ten wątek i zacznę nowy - napiszcie w shutboxie) 

Offline

 

#53 2012-01-15 21:09:47

Maciek

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-09
Posty: 58

Re: Pozostałości Walsenburga

rozglądam się po jałowej okolicycholera, inaczej zapamiętałem tą okolicę.. coż może kawałek dalej znajdziemy jakiś bardziej przyjazny kawałek ziemi


Christopher Mood,
Gunnison National Forest Ranger

Offline

 

#54 2012-01-16 01:59:23

 Godrik

Gracz

Zarejestrowany: 2011-10-06
Posty: 61

Re: Pozostałości Walsenburga

też się rozglądam może nawet dwa kawałki hahaha, myślę że teraz najważniejsze dla nas jest znalezienie jakiegoś bezpiecznego schronienia gdzie uda nam się przezimować może, pojedzmy w góry tam kiedyś były jakieś wioski pewnie i chaty myśliwych... spluwam przez otwarte okno

Ostatnio edytowany przez Godrik (2012-01-16 02:00:26)


Alan McCabe
Mechanik i Złota Rączka tel. 307 212 123 tel do 18 potem taryfa x 2

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.titanium.pun.pl www.minecraftrp.pun.pl www.schwarzwald.pun.pl www.lpruni48.pun.pl www.eti-ukw.pun.pl